niedziela, 19 marca 2023

Rozdział 10




Był taki okres, że byłam gotowa na największe głupstwo, byle tylko znaleźć się blisko niego, słuchać co mówi, móc go dotknąć, kiedy zaś moje niemądre marzenia się ziściły, okazało się, że traciłam czas na wyobrażenie sobie Bóg wie czego.

— Ewa Nowacka, Dwaj mężczyźni i ona


— Nie rób takiej miny — powiedział, zakładając różowe pasmo za kobiece ucho. — Przecież zawsze będę przy tobie. Powinnaś się częściej uśmiechać. Wtedy jadeit twoich oczu jest wyjątkowo piękny.

— Nie potrafię, kiedy wiem, że już tak niewiele czasu nam pozostało.

— To naprawdę bardzo proste — wyszeptał całując damskie czoło. — Musisz podejść do tego w odpowiedni sposób. Wmawiaj sobie, że wszystko w życiu ma swoje miejsce. Jeżeli coś mija, to tylko dlatego, aby znów się pojawiło. Tylko w późniejszym i nieznanym terminie.

— Ale Itachi…

— Kiedy odeszła Izumi, nie potrafiłem normalnie funkcjonować. Depresja to niezbyt przyjemna sprawa. Proszę cię, omijaj ją, żyj dalej i ciesz się życiem. Dzięki tobie Sakura zrozumiałem, że mogę jeszcze pokochać.

Itachi oparł swoje czoło o głowę kunoichi. Wydawałoby się, że wdycha jej zapach, delektuje się nim i napawa. Po chwili odsunął się, by znów kaszlnąć krwią.

— Itachi! — pochyliła się do mężczyzny, przytrzymując za ramiona.

— Słyszałaś kiedyś swój płacz lub śmiech? — zapytał nieoczekiwanie, wciąż zatykając usta ubrudzoną z krwi dłonią.

— Wiele razy — rzekła ponuro. — Co to ma do rzeczy?

— Miałem przywilej, że kochało mnie wiele osób, a im więcej cię kocha, tym więcej traci wspólne wspomnienia — podniósł wzrok na jej twarz. Onyksowe oczy były spokojne i błyszczały w radości. —  To nie jest aż takie straszne. Ludzie od zawsze zapominają o innych. A o niektórych to nawet się powinno. Jednak będę zawsze przy tobie.

— Znajdę jakąś odtrutkę — wyszeptała. — Uratuję cię!

— Nie można bez końca wierzyć w szczęśliwe zakończenia. Nie chcę kurczowo trzymać się życia. Jeżeli mam odejść, to na własnych zasadach.

Sakura nie chciała się poddać. Wciąż przekonywała go, że będzie w stanie coś wymyślić. Tak bardzo chciała go uratować. Zwłaszcza po tym wszystkim, co razem przeszli w organizacji.

— Pamiętasz, jak chciałaś wiedzieć, dlaczego dołączyłem do Akatsuki?

Itachi siedział nad brzegiem jeziora, brodząc w wodzie sandałami. Sakura pokiwała głową. Odwróciła twarz w jego stronę i patrzyła, jak ciężko wdycha powietrze.

Było coraz gorzej, a choroba postępowała wyjątkowo szybko.

— To było moje zdanie — wyszeptał. — Wiele w życiu poświęciłem, aby w wiosce wciąż był pokój. Aby Konoha mogła być bezpiecznym miejscem dla przyszłych pokoleń.

— Niezbyt rozumiem?

— Miałem to nieszczęście, że urodziłem się w czasach trzeciej wojny shinobi. Byłem świadkiem wielu wydarzeń z życia codziennego wojny. — Jego głos był przepełniony bólem. — Śmierć i destrukcja, których doświadczyłem w tak młodym wieku, straumatyzowały mnie.

— Uczyniły z ciebie pacyfistę?

— Dobrze to ujęłaś — uśmiechnął się słabo.

Słońce zachodziło, a oni patrzyli za horyzont. Sakura czuła jak bryza znad jeziora wprawia jej włosy w ruch.

— Poznanie Orochimaru, uważającego ludzkie życie bez wieczności za bezwartościowe, również miało na mnie ogromny wpływ.

— Dlatego chcesz Sasuke uwolnić? — Sakura spojrzała znów na Itachiego. Uchiha kiwnął głową na znak akceptacji.

— Muszę to zrobić.

— Sasuke wchłonął Orochimaru.

— Wchłonął, ale nie zabił. On wciąż żyje w Sasuke.

— Wiem, że starasz się ukryć to wszystko i trzymać wyłącznie na swoich barkach — wtrąciła Haruno, rękę kładąc na dłoń Uchihy. — Jednak nie jesteś już sam. Jestem z tobą, Itachi.

— Przypominasz mi kogoś — uśmiechnął się ponuro.

— Izumi?

— Dobra cofam — wyszeptał. — Przypominasz dwie najważniejsze dla mnie osoby. Nie wliczając Sasuke.

— Kogo mogę jeszcze przypominać?

Itachi popatrzył na niebo, a później znów zaczął mówić. 

— W wieku 5 lat, poznałem Shisui’ego. 

— Shisui Uchiha — podłapała Sakura. — Znany wszystkim jako Shisui Migotliwego Ciała. Najlepszy użytkownik sharingana, choć, jakby się nad tym zastanowić… — Sakura przytknęła palec do podbródka. — Wydaje mi się…

— Nawet nie dorastam mu do pięt — wtrącił Itachi. — Dzięki podobnym opiniom na temat świata, szybko staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi, tworząc więź podobną do braterskiej.

— Ale Shisui zmarł młodo.

— Posiadacze sharingana nie mają lekko.

Haruno wsłuchiwała się w opowieść Itachiego. Uchiha w tajemnicy zdradził to, o co bała się zapytać. Praktycznie pokazał jej całe wspomnienie tamtych dni.

— Dlaczego Itachi?! — powiedziała zła, wydostając się z transu. — Sasuke myśli, że to wszystko przez ciebie. Jednak, gdyby…

— Dosyć — przerwał podchodząc do niej bliżej. Założył pasmo różowych włosów za ucho i spojrzał w szmaragdowe tęczówki. — Masz piękne oczy.

— Na pewno Sasuke…

— Sasuke tego nie zrozumie i błagam, nie próbuj mu tego tłumaczyć. Wiem, że się z nim spotkałaś. Proszę, zajmij się nim po wszystkim.

— Itachi nie odchodź, to nie powinno się tak kończyć.

— Każdy tworzy osobliwy scenariusz życia i tylko ode mnie zależy, jak skończy się mój. Nie utrudniaj tego. Jesteś wspaniała, waleczna i zdeterminowana. Nie poznałem nigdy tak bystrej kobiety, jesteś cudowna — pocałował czule jej głowę, tak jak zawsze miał w zwyczaju, kiedy ze strachem i lękiem przebudzała się z koszmarnego letargu. — Dobrze wiemy, ile zostało mi dni i nie powinnaś po mnie rozpaczać. Zajmij się Sasuke.

Ostatniej nocy kochali się namiętnie. Był to inny stosunek, niż wcześniej przeżyła z Sasuke. Pomimo łudzącej podobizny, bracia różnili się od siebie. Sasuke był niczym ogień — silny i władczy. Itachi jak woda. Spokojnie ofiarowywał jej rozkosz, sprawiając, że nie potrafiła o nim zapomnieć. Tamtej nocy był jej własną morską bryzą.

— Sakura — wpiął się mocno w wargi.

Siedziała na nim okrakiem, podnosząc się i spadając. Jej piersi falowały, powodując, że był bardziej podniecony. Spełnienie dwóch dusz, walczących w imię tych samych zasad. Wypełnił ją sobą.


*


Znajdowała się w jadalni, siedziała przy stole i żmudnie przeżywała swoją sojrę. Nie była głodna i tak naprawdę w ostatnich tygodniach zmuszała się do wszystkiego. Odkąd Itachi powiedział o swojej chorobie, nie potrafiła nic przełknąć, była apatyczna i obojętna. Nawet żarty Kisame nie robiły na niej wrażenia, nie irytowała się, ani nie krzywiła.

 — Co z tobą Haruno? — Kisame dosiadł się do stołu, kładąc na blacie swoje krewetki. — Cały czas jesteś ponura.

Nie odpowiedziała. Nie miała ochoty toczyć bezsensowną wymianę słów. Hoshigaki najwidoczniej poddał się, bo w ciszy zjadł swój posiłek. Sakura grzebała widelcem w resztkach ryby. Było jej niedobrze. Czuła smak żółci, podnoszący się do gardła. W jednej chwili zakręciło jej się w głowie.

Kisame odpuścił i dojadł do końca posiłek. Parę razy spojrzał w jej stronę, lecz ostatecznie wstał i odszedł w kierunku Itachiego. Haruno widziała, jak razem z Uchihą wychodzą z jadalni, zażarcie o czymś dyskutując.

— Nie uważasz, że Itachi jest w wyjątkowo kiepskiej formie? — do stolika tym razem przysiadł się Sasori.

— Nie wiem o czym mówisz — odpowiedziała ponuro.

Akasuna złączył smukłe palce i położył na blacie. Jak zawsze jego dłonie porywały zadrapania i Sakura wyczuwała subtelny zapach drzewa sandałowca. Zazwyczaj z niego shinobi piasku strugał swoje lalki.

— Wygląda jak cień własnego siebie.

— Może ma po prostu gorszy okres?

Sasori prychnął pod nosem. Nie wierzył w ani jedno słowo Haruno. Z resztą i tak nie musiał się przekonywać, że dziewczyna go oszukuje. W końcu każdy w tej organizacji kłamie.

— Sporo schudł — ciągnął dalej. — Nie je praktycznie wcale i ciągle kaszle. Nie wydaje ci się to dziwne?

Sakura nie odzywała się. Obiecała nikomu nie mówić, nawet Kisame, który wyjątkowo ciągnął ją za język. Sasori natomiast jak zawsze próbował użyć swego sprytu i inteligencji stratega.

Odłożyła pałeczki na talerz, a następnie skierowała się w stronę odpowiedniego miejsca. Oddała swoją miskę i zniknęła za drzwiami, nie oglądając się za siebie. Miała serdecznie dosyć wszystkich w tej organizacji.

Przed wejściem do pokoju, poczuła na nadgarstku mocny uścisk i została siłą wepchnięta za drzwi. Nie miała czasu na reakcję, gdy miękkie wargi dotknęły jej ust.

— Muszę już ruszać — powiedział, patrząc jej w oczy.

— Itachi — wyszeptała błagalnie.

— Nie próbuj mnie zatrzymać — odpowiedział, opuszkiem ścierając spływająca po policzku łzę. — Nie ma już dla mnie ratunku.

— Ale ja… — wyszeptała, a później znów poczuła jego usta. — Ja cię…

— Ja ciebie też — dodał z trudem i na pożegnanie ucałował delikatnie czoło. — Zawsze już będę. Gdy wszystko się skończy, gdy mnie nie będzie… — Itachi na chwile urwał, starając się wziąć w garść. — Zaopiekuj się Sasuke. Będzie cię potrzebował.

— A kto zajmie się mną? — spytała żałośnie. Czuła się okropnie wiedząc, że to ich ostatnie spotkanie. — Itachi…

— Ostatni raz proszę — wyszeptał, przygryzając wargę. — Zaufaj mi. Ten ostatni raz. Nie proszę, abyś mi wybaczyła. Ale zaufaj. I pamiętaj, uśmiechaj się.

— Mogę cię uratować! Już prawię znalazłam lekarstwo.

— Dla mnie już nie ma ratunku. 

Sakura chciała zaprzeczyć. Próbowała się wyrwać z uścisku. Chciała podejść do notesu i pokazać jak zawsze wyniki swoich badań. Pragnęła tylko być dłużej przy Itachim. Przy powierniku wszystkich tajemnic.

— Uratuję cię — powtórzyła bardziej stanowczo.

— Już to zrobiłaś — wyszeptał ponownie dotykając warg.

Jego pocałunki były przepełnione uczuciami. Kąsał nabrzmiałe wargi, czuła na nich męskie łzy. Oddechem sprawiał, że wariowała, a jego dłonie błądziły po plecach. Coraz to ciężej było im się rozstać, a wszystko sprawiało, że Sakura chciała podążyć za nim. Nawet na śmierć.


*


Gnojek — pomyślała, gdy zrozumiała, że wziął ze sobą Kisame.

A teraz ona siedziała w siedzibie i znosiła wszystkie komentarze kryminalistów, czując na sobie ich podejrzliwy wzrok. W dodatku musiała czekać na to, co się miało wydarzyć.

Znajdowała się kolejny raz w jadalni. Nie zwracała uwagi na nikogo, ani na szepty, które docierały z każdej strony.

— To prawda, że Uchiha zdezerterował? — cienki głos Deidary obijał się od ucha, wypadając drugim.

— Podobno Pain wysłał Itachiego i Kisame na misję — odpowiadał Zetsu.

— To dlaczego Haruno z nimi nie poszła? — wtrącił Hidan.

Sakura czuła jego wzrok na sobie. Ten pojebaniec był nieobliczalny i dość niebezpieczny. Od zawsze irytował ją prawie tak jak Kisame. Z tym, że Kisame dało się czasami porozmawiać. Hidan był maniakiem religijnym i niejednokrotnie chciał ją nawrócić na drogę Jashina.

Obok Sakury usiadł Sasori. Nie odzywał się, lecz doskonale czuła na sobie jego wzrok. Z resztą, Akasuna nie musiał nic mówić. Odkąd towarzysze opuścili progi organizacji, Sakura miała w głowie słowa Itachiego:

Kiedy przyjdzie coś większego, każdy wypnie się na ciebie.

W obecnej sytuacji była sfrustrowana i zła. Przede wszystkim Uchiha zostawił ją w pokoju. Uwięził w genjutsu, aby nie mogła go zatrzymać. Zasnęła bezbronnie, a kiedy jej powieki uniosły się do góry, Itachiego nie było już w siedzibie.

Nagle usłyszała huk.

Zebrani już prawie nie rozmawiali, kiedy bramy kryjówki zostały wysadzone. Zaskoczeni  członkowie ruszyli do obrony, jednak przeważająca liczba przymierza Liścia i Piasku zdawała się mieć idealnie opracowany plan. W końcu mieli na to długi czas, który Haruno im zapewniła.

— W naszej organizacji musiał być kret! 

Hidan wściekle starał się uwolnić z wiązania cieniem. Obserwował wszystkich, dostrzegając, że Kakuzu, z którym ostatnio wykonywał misje, został pokonany przez Kopiującego Ninie Liścia. Kakashi stawiał mu opór, jakby poznał jego wszystkie tajemnice.

Hidan nie był głupi i pomimo tego, że obecnie był uwięziony przez wiązanie ciebiem shinobi z klanu Nara, zdołał poskładać wszystko w jedną całość.

Dlaczego nie mógł się zbliżyć do kunoichi i czemu go unikała?

Przez te wszystkie dni zdawkowo ją widywał, w sumie nie narzekał. Nie lubił członków Akatsuki. Jednak dopóki mógł odprawiać rytuały, był zadowolony z członkostwa.

— To ty! — krzyknął w kierunku Haruno, która starała się wycofać. Obecnie pył i kurz unoszący się w powietrzu piekł niemiłosiernie w zielone oczy. — Ty zawsze byłaś ich wtyczką!

Sakura spojrzała w jego kierunku. W ciemnych oczach zauważyła obłęd, kiedy Hidan ruszył w jej stronę. Shikamaru próbował ponownie złapać go w swoje dojutsu, jednak nie mógł dogonić męskich stóp.

— Zdychaj!

Wycelował w jej stronę swoją kosę, lecz gdy tylko ostra brzytwa otarła się o skórę, ucieszony odskoczył. Kapiąca krew pozwoliła na utworzenie charakterystycznego kręgu, a później zawsze był tylko ból, rozpacz i wrzask ekstazy, którą Hidan przeżywał.

Lecz Sakura nie poczuła nic. Wciąż stała z zamkniętymi oczami, ciężko oddychała, trzęsła się. A gdy otworzyła swoje oczy, wszystko już działo się tak szybko.

— Sasori! — krzyczała.

Czuła się jak w ponownie wyemitowanym filmie. Miała uczucie deja vu. Szybko chwyciła lalkarza w ramiona. Był taki ciężki.

— Sasori, błagam. Nie możesz znów odejść — łkała, kiedy po je policzkach zaczęły spływać łzy.

— Jesteś bardzo irytująca kwiatuszku — odrzekł ciężko, ostatni raz podnosząc bursztynowe oczy. — Jesteś cholernie irytująca.

Sakura trzymała go w objęciach, gdy ostatni raz rozmawiali ze sobą. Krew sączyła się przez materiał koszuli. Próbowała zatamować krwawienie.

— Dlaczego? Dlaczego mnie ratowałeś, kolejny raz? — szlochała, starając się skupić czakrę w dłoniach. Chciała go uratować.

— Zostaw, już mi nie pomożesz.

Lalkarz odwrócił wzrok. Ostatni raz patrzył na swoje marionetki, które zniszczone przez siłę eksplozji, zostały uszkodzone i porozwalane. Wyciągnął rękę, chcąc ostatni raz przyczepić do nich  nici czakry. Jednak nieudolnie.

— Pamiętasz nasze spotkanie? Byłaś taka zdeterminowana. Masz talent, możesz być najlepszą specjalistką w dziedzinie toksykologii. Widziałem twoje zapiski, zawsze kiedy spałaś…

Mokre ślady na posadzce zaczęły się powiększać. Łzy kapały i Haruno nie potrafiła się uspokoić. Mocno objęła Akasunę, aby ostatni raz móc poczuć jego charakterystyczny zapach. O tyle rzeczy chciała jeszcze zapytać i o tyle poprosić. Po chwili jednak odszedł.

Sakura szybko pochwyciła leżące obok marionetki, a następnie ułożyła przy lalkarzu. Sasori choć zawsze tajemniczy, uratował jej życie, kolejny raz.

— Odszedł jak shinobi — powiedział Kakashi, przystając za jej plecami.

— Tak — odpowiedziała półszeptem, tylko tyle była w stanie wydusić.

— Był cholernie silny.

Otarła ręką niedbale mokre od łez policzki. Czuła fizyczny i psychiczny ból, w ciągu zaledwie kilku dni utraciła ważnych dla niej towarzyszy. Sasori był jedną z niewielu przychylnych jej osób w tej całej popieprzonej organizacji. Pozostała dwójka walczyła, gdzieś tam daleko.

— Wiesz, gdzie jest Itachi Uchiha — powiedział Kakashi, nie siląc się nawet na pytanie. On doskonale zdawał sobie sprawę, że Sakura zbliżyła się do mężczyzny.

Taki był jej prezent od Tsunade.


*


— Kakashi, Sakura wyruszyła w kierunku Samotnej Puszczy — powiedziała, gdy wieczorne światło latarni padło na jej twarz. Pomarańczowe, niezbyt jaskrawe, rzuciło blask na zmęczoną twarz. — Ruszysz jej tropem, musi wyglądać to jakby naprawdę zdezerterowała.

— Rozumiem, że starszyzna nic nie wie o tym planie — mruknął zaspany.

— Nie może się to wydać. Każdy musi myśleć, że Sakura Haruno uciekła.

— Dzieciaki uwierzą, że pragnęła odnaleźć Sasuke — odwrócił się plecami w stronę drzwi. — Jednak kiedy Naruto wróci…

— Uzumaki musi pozostać w wiosce. Nie możemy narażać go na takie niebezpieczeństwo.

— Czcigodny Jiraiya się odzywał?

— Powrócą za trzy miesiące — powiedziała opadając na obrotowy fotel. Zamknęła zmęczone oczy i potarła je z ostrożnością. — Powiemy Naruto półprawdę. Sakura Haruno wyruszyła poza wioskę. Taką dostała misję i doskonale wiedziała, na co się pisze.

— Jednak się martwisz?

— To moja uczennica — Tsunade wzięła głębszy wdech. — Akatsuki to niebezpieczna organizacja składająca się z samych ninja rangi S. Przy nich zawsze może coś się nie udać.

— Sakura to mądra dziewczyna. Jako nauczyciel nie potrafiłem jej zbyt wiele nauczyć — mruknął Kakashi z żalem. — Jednak przy tobie nauczyła się korzystać ze swojego naturalnego talentu.

— Mówisz, jakbyś odniósł porażkę.

— Może i tak było? — odrzekł ostatni raz i wyszedł zamykając drzwi.

Doskonale wiedział, że pół godziny straty to idealny czas na rozpoczęcie pościgu.


*


Sakura patrzyła beznamiętnie w punkt przed sobą. Z siedziby Akatsuki nic nie pozostało. Długie i kręte korytarze zapełniała woda ze zbiornika. Woda falowała niespokojnie, jakby próbując ją uspokoić. Jednak nic nie działo. Zabrudzone ciało trzęsło się, a na skórze pojawiła gęsia skórka. Z brody zaczęły spadać krople, które już w mniejszej częstotliwości wydobywały się z oczu. Pociągnęła nosem i westchnęła ze świstem.

— Musimy się zbierać — Kakashi dodał na odchodne, kierując się w stronę Konohy. 

Pokiwała głową na znak akceptacji i chwyciła swoją torbę. Przełożyła przez ramię i odskoczyła. Nie było sensu tkwić tu dłużej.

Długi odcinek czasu nie odzywała się. Stopy automatycznie odbijały się od gałęzi, a zielone oczy beznamiętnie patrzyły w kamizelkę jōnina. Czuła wielki ból i rozpacz. Ponieważ nie tak miało to wyglądać.

Nagle Kakashi skręcił w prawo.

— Co jest? — zapytała zaskoczona, przystając na gałęzi, a ręką opierając się o drzewo.

— Popędzisz tą ścieżką — odparł spokojnie Kopiujący Ninja. — Piętnaście kilometrów jest do budynku, w którym walczą. Musisz się pospieszyć, ich ostatnia walka nie będzie już długo trwała.

— A co z tobą?

— Muszę zdać raport. Dołączę do ciebie później.

Kunoichi pokiwała głową. Nie miała czasu, aby przejmować się jōninem. Skoro Kakashi wiedział, gdzie to wszystko ma się zakończyć, musiała to wykorzystać.

Jedynym o czym teraz myślała, to zdążyć na czas. Pragnęła raz jeszcze zobaczyć Itachiego, nawet na małą, bardzo krótką chwilę.

Pędziła co tchu. Odbijała się od gałęzi, chcąc jak najszybciej pojawić się we wskazanym miejscu. Była już zmęczona, lecz nie chciała stracić szansy, jaką dał jej Kakashi. Oddychała ciężko, a różowe włosy drażniły ją, wpadając ciągle do oczu.

Dostrzegła zielone ostępy Konohy. Znała to miejsce i nawet, gdyby miała z zamkniętymi oczami kroczyć dalej, zrobiłaby to. Ponieważ wreszcie mogła stwierdzić, że wróciła do siebie.

Przystanęła na wzgórku, dostrzegając tak znajome jej sylwetki. Obszar obok dalej tlił się ogniem. A po chwili poczuła, pierwsze, dość duże krople deszczu.

Dostrzegła jego ciało. Widziała jak bezwładnie opada, naznaczając wcześniej Sasuke. Namaścił go, tak jak wcześniej czynił to z nią.

Pstryczek w czoło, to był znak rozpoznawczy Itachiego Uchiha.

— Wyglądasz tragicznie.

Usłyszała charakterystyczny głos. Kisame stał oparty o swój miecz. On także nie był w dobrej kondycji. W ręku palił się wciąż papieros, a dym drażniąco wbijał się w nozdrza. Sakura przystanęła przy Hoshigakim.

— I kto to mówi — odparła z przekąsem. — Co zamierzasz teraz?

— Nie mogę powrócić. Zapewne skieruję się na zachód. Tam mi będzie łatwiej wszystko zacząć od nowa. Organizacji nie ma, więc nie ma potrzeby abym tutaj pozostał.

— Jak zawsze wybierasz kierunki, w których będziesz miał pod dostatkiem kobiet — prychnęła.

— Dobrze wiesz, że nie potrafiłbym się ustatkować.

Na jego twarzy pojawił się uśmiech, taki jaki na zawsze Sakura zapamiętała. Kisame Hoshigaki mimo beznadziejnego poczucia humoru, był lojalnym i oddanym towarzyszem. Wspaniały i odważny shinobi, z którym mogła porozmawiać na każdy temat.

No z wyjątkiem kobiet.

— Kisame — odwrócił się w jej stronę. — Tylko się zabezpieczaj —  mruknęła w odpowiedzi. Ponownie dostrzegła ten uśmiech, a następnie obserwowała jego silne ramiona, które zaczęły się oddalać za horyzontem.

Następnie skierowała się w stronę dwóch braci.





Od K: Długo pisałam ten rozdział. W dodatku etapami. Nawet nie wiecie, ile nerwów mnie kosztował, usuniętych słów, nerwicy i wciąż nie wiem, czy jest tak jak być powinno. Jednak zostało już wszystko wyjaśnione, więc mam nadzieję, że nie zawiedliście się. Tak więc, do zobaczenia w epilogu.

2 komentarze:

  1. Uf! Nareszcie zabrałam się za tą historię. Tyle czasu wiedziałam o jej istnieniu ale tak bardzo nie miałam ochoty na świat ninja, że uciekałam w popłochu przed kolejnymi rozdziałami xD Mam nadzieję, że mimo wszystko mi wybaczysz.

    Kurczę! Akcja tak zapierdzielała, że ledwo dotrzymywałam jej kroku. Historia jest bardzo ciekawa i mocno się w nią zaangażowałam, zwłaszcza od momentu przemiany Sakury. Podobało mi się jak przeszła z dziecinnego zauroczenia do Sasuke, które było przy niej z czystego przyzwyczajenia i pewnego lęku (no bo co by ją definiwało, jeśli nie to uczucie? - oczywiście wiele, ale w kontekście jej toku myślenia), do uczucia głębszego, które podzielała z Itachim. Trochę zabrakłu mi rozwoju ich relacji. Owszem, zarysowałaś kilka spotkań i dialogów, ale dla mnie było tego zdecydowanie za mało, tak się wkręciłam!
    Kolejnym super punktem jest relacja Sakury i Kisame. Mam wrażenie, że nasz niebieski twardziel jest mocno zaniedbanym wątkiem w większości ficzków i chociaż po anime ciężko określić jego charakter, jak dla mnie odzwierciedliłaś to idealnie i nadałaś całej historii, no cóż... charakterku xD

    Trochę nie kupuje za to wątku Sasoriego. Okej, może i doceniłby potencjał Sakury, ale dialog między nimi był zdecydowanie za mały żeby coś tu się zadziało, a już zwłaszcza żeby oddawał za nią życie. Myślę, że za dużo działo się w jednej historii i w pewny momencie nie byłam w stanie określić jaki paring ma być tutaj przedstawiony xD

    Niemniej barrrdzo jestem ciekawa epilogu i nie mogę się go doczekać!
    Dużo weny i samozaparcia w kończeniu życzę, bo wiem jak czasami jeden głupi rozdział a nawet scena, potrafi zablokować całe pisanie.

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i Twoją opinię ♥

      Długo zastanawiałam się, czy w ogóle pisać odpowiedź i stwierdziłam, że jestem winna pewne wytłumaczenia, które możliwe, że niezbyt udały mi się poprzez opublikowany tekst:

      Co do przyśpieszenia akcji, wiem, że w ostatnich trzech rozdziałach była praktycznie ekspresowa, lecz z uwagi na założenia, które jak zawsze mi się rozjechały z planem, chciałam wyjaśnić w nich kilka rzeczy. Na niektóre już po prostu nie miałam miejsca.

      Jeżeli chodzi o relację Ita-Saku to oczywiście główny paring tego opowiadania. Nie chciałam od samego początku stworzyć pary, która będąc przydzielona do jednej drużyny od razu rozpoczyna miłością. Nie chciałam kolejnego lovestory. Starałam się ukazać ich relację jako uczucie głębsze niż miłość i pociąg - wzajemny szacunek, wspólne doświadczenia (utrata Izumi, strata Sasuke), wspólny cel (walka o własną ideę), podobną misję (szpiegowanie Akatsuki na rzecz Konohy). Chciałam by małe gesty, rozmowy, rady, kłótnie były tym co ich na dobre spoliło.

      Miłość do Sasuke pragnęłam ująć jako młodzieńcze uczucie, które na swój racjonalny sposób nie ma miejsca bytu. Bo przecież jak w tak młodym wieku Sakura mogła cokolwiek wiedzieć o wielkiej miłości?

      Cieszę się, że Kisame wypalił. Gdyby miała z nim pisać ficzki to właśnie tak go widzę Zaraz po Hidanie drugi badboy Akatsuskiej ekipy. Jego specyficzne poczucie humoru, nałóg i wpychanie nosa w nie swoje sprawy tak bardzo mi do niego pasowały.

      Na samym końcu jestem winna wyjaśnienia, przede wszystkim co do Sasoriego. Chciałam ukazać w nim postać, która może tak jak Sakura (kiedy była dziekckiem) żywiła głębsze uczucia do osoby, którą zaczęła podziwiać. Nie widziała jego wad. Nie potrafiła zrozumieć, że ukochana osoba ją odrzuca. Pragnęła ją chronić. Do samego końca.

      Jeszcze raz bardzo dziękuję za czas poświęcony tej opowieści. To bardzo mnie motywuje do dalszego publikowania jakiejkolwiek historii :)

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie. Dziękuję ♥