czwartek, 26 stycznia 2023

Rozdział 8

 

Był taki okres, że byłam gotowa na największe głupstwo, byle tylko znaleźć się blisko niego, słuchać co mówi, móc go dotknąć, kiedy zaś moje niemądre marzenia się ziściły, okazało się, że traciłam czas na wyobrażenie sobie Bóg wie czego.
 Ewa Nowacka, Dwaj mężczyźni i ona



Jak to się stało? — ciągle zadawała sobie pytanie, lecz im bardziej wgłębiała się w to, co Itachi jej pokazał, tym bardziej nie mogła zaleźć konkretnego wytłumaczenia. Dlaczego pokazał jej Sasuke, skoro chciała dowiedzieć się czegoś o Izumi? Poznała już na tyle Itachiego, że podejrzewała, że za łatwo poszłoby jej zdobywanie cennych informacji.
— W końcu to jest Uchiha — mruknęła do siebie kierując się do stołówki. Przemierzała wąski korytarz, na którego końcu znajdowały się drewniane drzwi z mosiężną klamką. Przystanęła przed nimi, słysząc gwar męskich rozmów. Razem z Konan były jedynymi kobietami w tej organizacji i czasami czuła się samotna.
— Sakura? — wychodzący z jadalni Sasori praktycznie na nią wpadł. — Wszystko dobrze?
— Tak — mruknęła i w ciszy wyminęła lalkarza. Nie chciała, ani nie mogła zdradzić, co ją dręczy. W końcu obiecała to Itachiemu.
Nie miała ochoty jeść, lecz odgłosy z brzucha przypominały, że jest człowiekiem i potrzebuje pokarmu. Z przygotowanych dań wybrała pieczonego łososia i usiadła na jednym z wolnych krzeseł. Kątem oka dostrzegła Itachiego, który nawet nie zaszczycił ją spojrzeniem. Była zła i zdenerwowana, najchętniej rzuciłaby w niego głową leżącej na talerzu ryby.
Patrzyła jak Uchiha jadł swoją kulkę ryżowa i nad czymś się zastanawia, słuchając opowiadań Hidana. Nie potrafiła odczytać nic z jego twarzy, chociaż jak zawsze wyraz jej był taki sam — obojętny.
Powolnymi ruchami zaczęła grzebać w swoim talerzu, wyjadając najlepsze kawałki mięsa. Przeżuwała już długo, zastanawiając się nad tą całą sytuacją znad jeziora. Postanowiła skupić się na detalach: smutny Uchiha, złowrogie spojrzenie sharingana, wspomnienie kobiety ze zdjęcia i Sasuke, który był dzieckiem.
Dusiła w sobie tak wiele pytań, a dostawała tak mało odpowiedzi.
Przecież to, co Itachi jej pokazał nie zdarza się zbyt często i zastanawiała się, czy Kisame także złapany był w tą iluzję? Jakby słyszący jej nieme pytanie Hoshigaki, zjawił się obok, wraz ze swoją porcją krewetek.
— Coś cię dręczy Haruno?
Pokiwała przecząco głową, pozwalając aby towarzysz zajął miejsce obok. Jeżeli chciała poznać więcej szczegółów musiała odpowiednie podejść mężczyznę. Hoshigaki nie był zbyt skomplikowany, lecz nawet on wyczułby od razu podstęp, więc nie mogła po prostu zadać mu pytania...
— Czy Itachi powiedział ci kiedyś przypadkiem swoją historię?
Kisame zmarszczył brwi i wytrzeszczył oczy. Sakura starała się zachować spokój, chociaż także nie wiedziała, dlaczego zapytała o to na głos?
— Próbujesz mnie podejść? — zaśmiał się mężczyzna i zjadł krewetkę.
— Po prostu jest ciekawa, czy można mu ufać?
— Spędziłaś z nami trochę czasu, czy kiedykolwiek cię zawiódł?
— Jednak nikt nie wie, co siedzi mu w głowie.
— Wydaje mi się, że gdybyś trochę pogłówkowała, a nie jesteś głupią dziewuchą, to zrozumiałabyś. — Powstał z miejsca i wziął pusty talerz. — Nie wiem, co Itachi ci powiedział, albo jak go odbierasz, ale na tyle, na ile ja go znam, a znam go dłużej niż ty, nie jest osobą, do której traci się zaufanie.
Sakura obserwowała jak Hoshigaki znika za drzwiami i jak Itachi Uchiha podnosi się ze swojego miejsca. Nie umknęło jej uwadze, że ciągle przyglądał się ich rozmowie. Przechodząc obok kobiety przystanął na chwilę.
— Nie musiałaś go pytać — westchnął. — Jesteś na tyle inteligentna, że powinnaś sama mnie zrozumieć i odkryć odpowiedź — powiedział beznamiętnie i skierował się do wyjścia.
— Głupi Uchiha — westchnęła i również odłożyła talerz.

*

Po upływie godziny znajdowała się w głównym pomieszczeniu siedziby. Została wezwana przez dowódcę i chociaż najchętniej pozostałaby w pokoju, musiała zjawić się o czasie. Chociaż nigdy nie przepadała za Painem, musiała przyznać, że doskonale wywiązywał się z roli przywódcy. Miał ciężkie zadanie, utrzymać na wodzy tyle indywidualności, a jednak doskonale sobie radził.
Wkroczyła do zaciemnionego pokoju, zamykając ostrożnie drzwi. Pomieszczenie oświetlały niewielkie pochodnie, a zieleń zbiornika rozchodziła się po kamienistych ścianach. Przestąpiła z nogi na nogę, gdy już przystanęła przed przywódcą, a potem dłonie oparła o drewniany stołek. Pain obserwował ją fioletowym rinneganem, po czym uśmiechnął się łagodnie.
— Wzywałeś? — zaczęła spokojnie.
— Mam dla ciebie misje — odparł, wskazując na krzesło i zachęcając by usiadła. Jednak Haruno w dalszym ciągu stała. — Aczkowliek jest to misja, która dedykowana jest tylko tobie.
— Rozumiem, że mam sama się na nią udać? Bez żadnego kleszcza z waszej strony?
— Itachi z Kisame dostaną inną, myślę, że z tą, którą mam dla ciebie przygotowaną, poradzisz sobie znakomicie.
— Zamieniam się w słuch?
Przez chwile poczuła przyśpieszone bicie serca, lecz uspokoiła się, kiedy mężczyzna odwrócił swój wzrok. Nabrała powietrza i spokojnie wypuściła, próbując powstrzymać irytację.
— Kończą się nasze zapasy — zaczął. — W najbliższej wiosce powinnaś znaleźć wszystko.
— Posyłacie mnie na zakupy? — zadrwiła.
— Potrzebne są specjalistyczne zioła i maści, a doskonale wiem, że jako jedyna znajdziesz najlepsze okazy. Możesz także uzupełnić swoje zapasy, niech to będzie dla ciebie zachęta.
Sakura westchnęła. Już od dawna miała zakraść się do miasteczka i wykupić potrzebne jej składniki. Nie czekając na kolejne pytanie, skinęła głową, na znak akceptacji.
— Czy to wszystko?
— Tak, możesz wyruszać pod osłoną nocy.
Opuściła pomieszczenie, kierując się do pokoju. Coraz gorzej znosiła samotność, lecz nie po całej sytuacji z Itachim, nie chciała go widzieć. Dlaczego musiał być takim gburem? Kiedy już myślała, że w końcu pozna jego tajemnicę, ten zamknął się w sobie i pokazał to, co chciał.
— On chciał mnie sprawdzić! — przystała i skierowała się w stronę pokoju Uchihy.
Mijała zakręty i kolejne drzwi, przystając na samym końcu. Mocno zapukała do drzwi, praktycznie je wyrywając, aż w końcu pojawił się w nich Itachi.
— Musisz się wyżywać na tych drzwiach? — zapytał z irytacja w głosie.
— Sprawdzałeś mnie! — fuknęła oburzona i wparowała do środka.
— Nie wydaje mi się Haruno bym cię zapraszał...
— Zamknij się! — warknęła jeszcze bardziej podirytowana niż Itachi. — Sprawdzałeś mnie, w cholerny sposób.
— Doszłaś do tego sama, czy Kisame ci pomógł?
Jego ton był obojętny, z nutką irytacji. Itachi oddychał głęboko, jakby nie wzruszony całą sytuacją, która była dla niego zbyt upierdliwa.
— Nie musiał w niczym mi pomagać! Jesteś irytujący i denerwujący. Zaufałam ci, a ty zabawiłeś się moją naiwnością.
— Mówiłem, że masz naiwne spojrzenie.
— Razem z Sasuke jesteście tacy sami! — wycedziła przez zęby, przytykając palec do męskiej klatki. — Jebani Uchiha.
Itachi ściągnął brwi i podrapał się po zmrużonych powiekach. Miał serdecznie dosyć wścibskiej koleżanki, lecz doskonale wiedział, że im bardziej trzyma ją z dala, tym lepiej dla wszystkich.
— Jesteś cholernie irytująca, mówił ci to ktoś już?
— Tak się składa, że mówił — ścisnęła usta w wąską linię. — Twój żałosny brat.
Itachi parsknął śmiechem. Popatrzył w rozgniewane, szmaragdowe tęczówki.
— Przecież go kochasz.
— Co nie zmienia faktu, że jest żałosnym łajdakiem, który myślał zawsze o zemście — westchnęła z rezygnacją. — Spędzając z tobą chwile, myślałam, że to nie mogła być twoja wina. Jednak teraz widzę...
— Sakura zrozum, że grzebiesz w rzeczach, które cię nie dotyczą.
— Wal się Itachi. Jesteście popieprzeni, jeden z drugim.
Sakura wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami. Była zła i sfrustrowana, że zaufała kolejnemu z rodu Uchiha. Im dłużej przebywała w jego obecności, tym bardziej była pewna — to wszystko jest popieprzone. Chociaż chciała pomóc, to nie mogła sobie poradzić z rozbiciem grubej skorupy Itachiego.
Problem polegał na tym, że zawsze Itachi skutecznie blokował chociażby najbardziej sekretną próbę zbliżenia się do siebie. Sakura starała się być delikatna, spokojna, opanowana. Jednak koniec końców był taki, że pokłóciła się z Uchihą, przekreślając sposobność jego poznania.
— Jak to zmienić? — powiedziała do siebie, kierując się do pokoju. 
Nie walcz z życiem — mawiała Tsunade, lecz Sakura nie potrafiła się poddać. Poznając chociaż trochę Itachiego, wiedziała, że nie był złym człowiekiem, a po prostu w jego życiu pozostały podjęte złe decyzje. Lecz czy ona powinna decydować, co było słuszne?
Każdy żyje, wierząc w to, co wie, oraz w to, czego doznaje. Sumę tych doświadczeń zwie rzeczywistością. Lecz wiedza i poznawanie to pojęcia ulotne. Mogą okazać się niczym więcej jak tylko ułudą. Może każdy żyje w takim świecie, jaki sobie wykreował. Nie zastanawiałaś się nad tym? — pamiętała, kiedy pierwszy raz odbyła z nim długa rozmowę. Siedzieli przy jeziorze i patrzyli na migoczące gwiazdy. Wtedy pierwszy raz myślała, że się rozumieją.
Sakura nie rozumiała trudności, które codziennie Itachi musiał pokonywać. Nie potrafiła odgadnąć, co chodzi mu po głowie, kiedy przyglądał się z oddali, jak zbierała zioła na leśnej polanie, ani wtedy, gdy patrzył w płomienie ogniska, podczas pełnienia warty.
Ze świeżym optymizmem, pod osłoną nocy, ruszyła w kierunku wioski. Droga zajmie całą noc, więc rankiem powinna zjawić się u celu. Nocą biegła, starając się omijać główne trakty kupieckie, ostatecznie po szóstej znalazła się w wiosce.
Wyciągnęła kartkę, na której zostały zapisane niezbędne składniki i zapotrzebowanie, a gdy skończyła zakupy, skierowała się w drogę powrotną. Wszystko byłoby w całkowitym porządku, gdyby nie jeden mały, ale to najmniejszy szczegół.
Jego hebanowe włosy i surowe rysy twarzy.
Przez chwilę poczuła przyśpieszone bicie serca, ponieważ powróciły do niej wspomnienia. Jak z filmu, pamiętała chwilę, kiedy opuszczał wioskę. Jego nieme dziękuję i szum liści jesiennego wieczora. 
Wstrzymała oddech, a następnie poczuła jak ktoś zasłaniając jej ręką oczy, kieruje w głąb wioski. Z początku chciała się wiercić i uderzyć napastnika, lecz szybko została pozbawiona przytomności. Ostatnim, co widziała, były te onyksowe tęczówki.

*

Sakura odgarnęła kosmyk włosów z twarzy i powoli starała przyzwyczaić się do panującego w pomieszczeniu światła. Kształty coraz bardziej zaczęły nabierać ostrości, aż na końcu izby natknęła się na znajomą twarz dawnego znajomego.
— Sa... sa... Sasuke - kun? — szeptała z niedowierzaniem, podnosząc się na nogi. Obserwowała znajomy znak wachlarza na plecach i przygryzła nerwowo wargę. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego znajduje się w tym pomieszczeniu i co tak właściwie tutaj robi?
— Sakura.
Jego twarz zmieniła się. Nie był chłopcem, a mężczyzną.
— Nawet nie wiesz jak ciężko mi było cię ignorować — powiedział podchodząc bliżej, przyciskając ją do ściany. — Jesteś tak piękna. Nie umiem Ci powiedzieć ile mam w głowie planów, jak zaznaczyć, że wciąż należysz do mnie.
— Sa... sa... Sasuke — choć wciąż była osłabiona, starała się uwolnić. To nie był Sasuke jakiego znała. — Proszę cię...
— Zawsze tylko prosisz i starasz się zadowolić innych — wyszeptał do ucha dłonią błądząc wzdłuż tuniki. — A może teraz czas bym ja cię zadowolił? Pragniesz mnie?
Przełknęła głośno ślinę. Od zawsze marzyła, by zwrócił na nią uwagę. Lecz czy o taką atencje prosiła? To nie był jej Sasuke. Nie ten, którego zapamiętała. Wiecznie niedostępny i chłodny. W tamtym momencie chciała go odepchnąć, lecz skutecznie przygwoździł jej ręce.
— Czy na pewno chcesz, abym cię zostawił?
— Proszę — wyjąkała żałośnie. — Ja...
— Cii — przysunął jej palec do ust. — Jesteś moja. Nie pozwolę, aby inny sprawiał ci rozkosz, a w szczególności mój żałosny braciszek.
Sakura zdumiona spojrzała na Sasuke. Zielone oczy były przerażone. To nie był Uchiha którego wcześniej znała.
— Tak, wiem, że wstąpiłaś do Akatsuki. Wiem, także, że jesteś w drużynie z tym żałosnym człowiekiem. Wiem wszystko. Mój informator bardzo dobrze się spisał, chociaż nie podobało mi się, że tak bardzo mu na tobie zależy.
— Sasori — wyszeptała. — To Sasori ci o wszystkim donosił?
— Bystre spostrzeżenie — Sasuke skubnął jej małżowinę uszną, dostarczając tym samym rozkoszy, o której nie miała pojęcia. Jej organizm sam reagował na jego pieszczotę. — Z początku zawarliśmy sojusz. Ja go uratowałem od śmierci, a on był mi dłużny przysługę. Miał cię odnaleźć i wcielić do organizacji. Dodatkowo poprosiłem, aby nad tobą czuwał, a ja w zamian pozbędę się dla niego Orochimaru.
— To ty wstrzyknąłeś mu odtrutkę?
— Dalej jesteś pociągająco inteligentna — przygryzł tym razem jej wargę, dając kolejny przyjemny bodziec. Natychmiast poczuła metaliczny posmak krwi. — Miał cię obserwować i sprawdzać. Był zawiedziony, gdy zostałaś przydzielona do grupy Itachiego. Dla mnie to był jak dar z niebios. Zrozumiałem wtedy, że będziesz mi potrzebna zdecydowanie wcześniej niż zakładał mój plan. Ale przyznam się, że ma to też swoje wielkie plusy. — Jego dłoń wędrowała znów wzdłuż tuniki, wkradając się pod nią. — Masz bardzo przyjemną w dotyku skórę. — wyszeptał pociągle. — Gdy już pozbędę się brata, stworzymy rodzinę. Poczniesz mojego dziedzica. Tak.. Tylko ty jesteś tego godna.
— Masz chore ambicje.
— A czy przypadkiem to ty nie powiedziałaś, że zrobisz dla mnie wszystko? Przecież kochasz mnie bardziej niż cokolwiek na tym świecie.
— Zapominasz, że sporo się w międzyczasie wydarzyło.
— Ale dalej mnie desperacko kochasz — odsunął się patrząc w jej oczy. — Inaczej nie pozwoliłabyś mi na to wszystko.
Niema natychmiast wpił się w jej usta, napastując brutalnie wargi. Pomimo wewnętrznej sprzeczności oddawała każdy z nich. Jęknęła kiedy silne palce gładziły jej bok. To wszystko było dla niej dziwne i przyjemnie nowe. Zatracała się w jego stanowczości. Podniosła nogę, zgięła w kolanie i założyła za męskie plecy. Odchyliła głowę, dając Sasuke dostęp do szyi. Schodził pocałunkami po żuchwie, szyi i obojczyku. Zębami zsunął zapięcie tuniki i pozwolił jej spać na ziemię. Popatrzył z zadowoleniem na kobietę, rozpaloną, piękną, nagą.
— Jesteś taka piękna — szeptał jej między pocałunkami. Dobywał piersi, głaskał je, ściskał, przygryzał twarde sutki. — Pamiętaj, że tylko moja.
— Tak — odpowiadała w amoku pożądania. — Zawsze byłam twoja.
Sasuke oderwał się, pozwalając by złapała oddech. To wszystko było za dużo, nawet jak na niego.
— Musisz zjawić się w siedzibie, a ja załatwić kilka spraw w tej małej mieścinie. Spotkamy się za tydzień, w gospodzie Pod Jemiołą, w tamtym miasteczku — wskazał dłonią niewielki, świecący punkt na niedalekim wzgórzu. — Dam ci niewyobrażalną rozkosz i prezent. A do tego czasu nie możesz nikomu o nas powiedzieć — skarcił ją wzrokiem. — Pamiętaj, jesteś moja.
Nim zdążyła się ocknąć Sasuke zniknął, pozostawiając ją w pomieszczeniu samą. 

*

— Hej dziecino, dokąd idziesz? — usłyszała za sobą donośny głos Kisame. Powoli odwróciła się w kierunku towarzysza, przystając w połowie. Ostatnio bardziej ją irytował.
— Jak najdalej od twojego beznadziejnego poczucia humoru — odpowiedziała i uśmiechnęła się sztucznie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to i tak nie ubodzie Hoshigakiego, więc ruszyła znów w kierunku wyjścia na łąkę.
Od spotkania w wiosce minęło aż i dopiero dwa dni. Sakura nie wiedziała, czy rzeczywiście powinna spotkać się z Sasuke. W jego oczach dostrzegła mrok. W ciemnych, onyksowych tęczówkach nie było grama pożądania. Mrok zazwyczaj otaczający jego ciało, emanował w każdym z ruchów. Rozmyślała, dlaczego był taki zimny i cholernie odległy?
Wychodząc przez furtkę dostrzegła w oddali siedzącego Itachiego. Nie musiała się odzywać, doskonale zdawała sobie sprawę, że on i tak wie o jej obecności. Zignorowała pragnienie wyjaśnienia sobie tego wszystkiego, a ponieważ w dalszym ciągu była na niego wściekła, nie siliła się nawet na uprzejmości. Kiedy Uchiha odwrócił się, postanowiła na niego nawet nie spojrzeć. Czuła się oszukana. Od miesięcy starała się zdobyć jego zaufanie, a gdy myślała, że w końcu się zrozumieli, on praktycznie nie wyjaśnił jej nic.
Łąka już nie przypominała tej, zielonej, ukwieconej, taką jaką widziała pierwszy raz. Teraz długie źdźbła trawy przeplatały się z chwastami. Jednak w tym miejscu wciąż było coś magicznego i nostalgicznego. Kiedy Haruno potrzebowała się wyciszyć i skupić myśli, siadała na swoim miejscu i odpływała. Pogrążona we wspomnieniach, nie potrafiła pojąć, jak bardzo zmieniła się przez te kilka miesięcy. Gdy zbiegła z wioski miała jasny cel, ale zero pojęcia o świecie. Myślała, że wszystko jest proste - odnajdzie Sasuke, pierwszy zawód. Ale siedząc na kamieniu i patrząc na zachodzące promienie marcowego słońca, wiedziała, że to tylko były beznadziejne pragnienia. Przecież nie mogła tak po prostu wejść do kryjówki Orochimaru. Bo co by powiedziała? Cześć, ja do Sasuke?
Żałosne — pomyślała i zerwała jedno źdźbło trawy. Ostry kant przeciął opuszek, powodując skaleczenie. jednak ta rana to było nic w porównaniu z bólem, który nosiła w sercu.
— Uważaj na siebie — usłyszała głos Itachiego. Momentalnie zmaterializował się obok i zajął miejsce po prawej stronie. Sakura nie chciała wciąż na niego spoglądać, więc nic nie odpowiedziała. — Wciąż jesteś zła?
Milczała. Ciągle milczała. Przez całe swoje życie nauczyła się, że nic tak nie rani, jak milczenie. Od dziecka matka tak karciła ją, gdy spóźniła się na obiad, albo nie chciała posprzątać zabawek z dywaniku. Pierwsza nastoletnia kłótnia także skończyła się brakiem odgłosu matki.
— Zrozum Haruno, że robię to tylko dla twojego dobra.
Itachi pierwszy raz brzmiał tak naturalnie i zupełnie jak nie on. Chociaż wiedział, że rani tym wszystkich, od zawsze nauczony był zamykać w sobie swoje problemy. Nie mógł jej powiedzieć, że to wszystko było tylko zamierzonym planem uniknięcia niepotrzebnej rzezi mieszkańców wioski. Przez całe życie starał się chronić Sasuke, a teraz musiał także Sakurę. Przez te wszystkie dni, w których stali się sobie bliżsi, zrozumiał, że to nie był przypadek. Haruno nie mogła przypadkowo trafić do Akatsuki. Poznawszy ją wiedział, że zasłanianie się utratą miłości jest tylko żałosną wymówką. Coś więcej musiało stać za jej decyzją.
— Dlaczego pokochałaś mojego brata? — zapytał, patrząc na zachodzące za horyzontem słońce. Sakura nie spojrzała w jego stronę, jednak był tego pewien. Zamknęła oczy i westchnęła. Przez panującą chwile jeszcze ciszę słyszał miarowe bicie jej serca. Wyglądała, jakby zbierała myśli, chciała je poukładać w głowie. Nie mogła mu powiedzieć byle czego, a wszystko, co przychodziło do głowy, wydawało się banalne.
— Czasami tak jest — w końcu przerwała milczenie. — Spotykamy tą osobę i po prostu wiemy, że jest dla nas. Nie bierzmy pod uwagę żadnych jej wad, myślimy nieracjonalnie. Bezgranicznie ufamy, że osoba, którą obdarzymy uczuciem, w końcu odmieni nasze życie. Sprawi, że stanie się wartościowe, szczęśliwe i pełne.
— Ile miałaś lat, kiedy to poczułaś?
— Pięć, może sześć — wciągnęła powietrze i wypuściła je ze świstem. Domyśliła się, jak musi to żałośnie brzmieć. Mając pięć lat nie mogła myśleć o tym, że Sasuke podaruje jej szczęśliwe życie. — Twój brat był popularny i zawsze najlepszy we wszystkim. A ja miałam kompleksy. Mała, chuderlawa dziewczynka z wielkim czołem. Nikt mnie nie akceptował.
— Z tego co wiem, miałaś dużo przyjaciół, gdy opuściłaś Konohę.
— Strata Sasuke mnie załamała. Nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Powoli zaczęłam się izolować i oddalać. Przyjaźnie, które zawarłam, straciły dla mnie sens.
— Wiem z autopsji, jak ciężko jest pogodzić się ze stratą — Itachi spojrzał w niebo, różowe chmury zastąpiła atramentowa powłoka i robiło się coraz zimniej. — Izumi pochodziła z klanu Uchiha. Jako jedyna dziewczyna mnie nie irytowała. Była w moim wieku, więc rodzice starali się nas zeswatać. Uważali, że będziemy dobraną parą. Rzeczywiście była cudowną dziewczyną, pełną empatii i współczucia.
— To dlaczego?
— Nie mogę ci powiedzieć — wyszeptał, kierując twarz w stronę kunoichi. — Obiecuję, że gdy to się skończy dostaniesz swoją odpowiedź. Lecz teraz ta wiedza jest ci zbędna.
Sakura w końcu odwróciła się w stronę Itachiego. Po jej policzku spływała pojedyncza łza, którą momentalnie starł dłonią. Dłoń była ciepła i delikatna, całkowicie inna niż sobie wyobrażała. Ta chwila, choć krótka, powodowała nieokreślone dotąd przez nią uczucie. Jej intymność była swego rodzaju cudem, na który oboje nie byli przygotowani. Szmaragdowymi tęczówkami spojrzała na jego twarz, która przez dłuższy okres czasu była surowa i bezuczuciowa, a w tej chwili pokazywała cały wachlarz ekspresji. Z początku smutny grymas zamienił się w uśmiech, kiedy pokiwała głową na znak akceptacji.
— Wiem, że miałaś swoje powody, aby wstąpić do Akatsuki, jednak ostrzegam cię. Uważaj na członków organizacji.
Uchiha odsunął dłoń, ku dziwnemu niezadowoleniu Haruno. Następnie podkulił nogi i splótł ręce na kolanach. Nie wyglądał jak wojownik, a raczej dobry starszy brat.
— Kiedy przyjdzie coś większego, każdy wypnie się na ciebie.
— A ty?
— Powiedzmy, że mnie poznałaś.
— Kisame mówi, że jesteś lojalnym towarzyszem.
— Powinnaś już wiedzieć, że w życiu należy ufać tylko sobie — powstał z siadu i mocniej okrył się peleryną. — Zimno się robi. Nie siedź długo, bo się przeziębisz.
— Jeszcze chwilę zostanę — odpowiedziała, a po chwili na jej twarzy wystąpił uśmiech. — Itachi?
— Huh?
— Dziękuję — powiedziała, by po chwili zobaczyć jak na męskiej twarzy pojawia się konsternacja. — Za to, że w końcu jesteś ze mną szczery.
— Chyba w drużynie tak być powinno?
Pokiwała głową i zobaczyła, jak jego sylwetka znika na końcu polany. Usłyszała charakterystyczny odgłos zamykanej furtki, a następnie pozostała sama.

*

— Sakura...
Poczuła ciepły oddech na twarzy, kiedy odwróciła się na dźwięk wypowiadanego imienia. Znajomy zapach wbijał się w nozdrza, powodując, że zaczęła się denerwować. Jednak nie poczuła mocniejszego bicia serca, ani przyjemnego dreszczyku przebiegającego przez całe ciało.
Sasuke Uchiha stał w progu izby i zdawałoby się, że pierwszy raz od dłuższego czasu nie jest mu obojętna. Onyksowe tęczówki taksowały ją od góry do dołu, a na twarzy pojawił się buńczuczny uśmiech. Tyle razy marzyła o tej chwili, by znowu go spotkać, dotknąć, poczuć obecność. Teraz, gdy to miała, nie czuła absolutnie nic.
Ręka Sasuke delikatnie odgarnęła włosy z kobiecej twarzy. Jedną dłonią podpierał oparł się o framugę, drugą zaczął kreślić linie żuchwy. Sakura automatycznie przygryzła wargę, by po chwili poczuć jego opuszki. Dotyk był najpierw delikatny. Zdziwiła się, Sasuke zawsze był bezceremonialny, zimny, oschły. Nie zważał na uczucia innych. Haruno pogodziła się, że nie może liczyć na jakiekolwiek głębsze uczucie. Pragnęła tylko by był. Do teraz.
Człowiek zmienia się nie pod wpływem chwil, a przez głęboki proces, który trwa latami. Beznadziejne, szczeniackie uczucie, bynajmniej musiało odejść w zapomnienie. Kiedy pocałował pierwszy raz, motylki w brzuchu nie poderwały się do góry. Przyjemny skurcz nie nastąpił, nawet po serii, jaką uraczył jej szyje. Zamknęła oczy.
— Jesteś cała moja — szeptał między pocałunkami, palcami błądząc w jej kobiecości. Przez te wszystkie lata starannie opracowywał plan, a teraz mógł dodatkowo wcześniej zacząć jego końcowy etap. Sakura była wybraną przez niego kobietą, z którą mógł odbudować klan.
— Sasuke — jęknęła, kiedy twardym członkiem gładził jej łechtaczkę. Była gorąca, namiętna i niewinna. Czekała niecierpliwie na ten moment, chciała go czuć całą sobą, chociaż to był jej pierwszy raz.
Wydała z siebie krzyk, kiedy pierwszy raz w nią wszedł. Zagłuszył go ustami, językiem wypełniając jej usta. Z początku poruszał się powoli, aby wybadać dogodny dla nich rytm. Sakura poddała się przyśpieszył wbijając się mocno. Dla niego też był to pierwszy raz. Była cudowna. Smakowała cudownie. Pełnymi ruchami wchodził w nią, czując jej podniecenie.
Wypełnił ją całą, dając szansę na poczęcie potomka.
— To mój prezent na twoje urodziny — wyszeptał całując jej kark. — Jesteś tylko moja.



Od K: Przez okres tworzenia Różowego Brzasku zaczęłam dostrzegać jak wiele się zmieniło. Mój sposób pisania i dobory słów. Ten rozdział napisany został prawie rok temu. Ale mimowolnie nie chcę w nim nic zmieniać.


2 komentarze:

  1. Zdradź mi już jak potoczysz dalszą fabułę. Długi rozdział i dużo treści... Naprawdę nie wiem od czego zacząć! Zdenerwowanie Sakury jak najbardziej na miejscu, nie dziwię się jej... Ale nagłe pojawienie się Sasuke i to co między nimi zaszło... Chcę wiedzieć co dalej! Czekam na kolejną część opowiadania jeszcze bardziej ciekawa i niecierpliwa ^^ Oby cie wena nie opuściła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety przez wzgląd na to, że miałam zmieścić się w dziesięciu rozdziałach, musiałam tutaj więcej informacji wpleść. Mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza :)

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie. Dziękuję ♥