czwartek, 4 listopada 2021

Rozdział 2

 

Obojętność może być sposobem uniknięcia bólu.
- Thomas Harris, Milczenie owiec



Nazajutrz rano, gdy nikłe promienie jesiennego światła zaczęły przedzierać się przez konary drzew, Sakura gnała za Sasorim, starając się utrzymywać narzucone przez lalkarza tempo.
Zmarszczyła brwi. Nagle ogarnęło ją zwątpienie — czy ona wie, w co się pakuje? Może propozycja Sasoriego nie była prawdziwa, a to wszystko było tylko planem zwabienia Uzumakiego do Akatsuki? W końcu nie było tajemnicą, że każda z wiosek posiadała swojego jinchūrikiego. W Kraju Ognia był nim właśnie Naruto. Im bardziej zbliżali się do kryjówki, tym większy ogarniał ją niepokój. Dlaczego miała ufać Akasunie? Kryminaliści, tacy jak on, się nie zmieniają. Ale czy ona także nie była teraz kryminalistką?
— Pośpieszmy się — wykrzyczał, znajdując się kilka gałęzi dalej. — Masz szczęście, jako jedna z pierwszych dostąpisz zaszczytu sprawdzenia naszej nowej bazy.
Sakura przyśpieszyła, starając się nie sprawiać wrażenia podejrzliwej. Postanowiła, że nie zdradzi swojego zamiaru, ani tym bardziej nie pozwoli skrzywdzić Naruto. Nawet za cenę własnego życia. Najpierw rozejrzy się w organizacji, by później wyczuć intencje wroga. W końcu jako zbiegła ninja i tak teraz nie miała nic do stracenia.
Lalkarz z biegu przeszedł do marszu, by po chwili kroczyć brzegiem niewielkiego jeziora. Sakura poczuła, że wzrosła wilgotność powietrza, zapewne wczoraj było deszczowo w tym rejonie kraju.
— Tutaj zaczekasz, aż wrócę — Sasori ramieniem otarł pot z czoła, nie obdarzając kunoichi nawet spojrzeniem. — Niedaleko tego miejsca mam do załatwienia pewną ważną sprawę.
— Zdajesz sobie sprawę, że mogę uciec? — odparła lekceważąco.
— Nie zrobisz tego. Nie jesteś na tyle głupia.
Wydawałoby się, że mężczyzna celowo się drażni, lecz znając jego stosunek do marnowania czasu na bezsensowne rzeczy, wiedziała, że to tylko słowa. Rzeczywiście, nie powinna rezygnować ze złożonej obietnicy. Z objętością obserwowała, jak Sasori znika pośród grubych konarów.
Westchnęła i zerknęła w niebo. Obserwując gwiazdy zdążyła ustalić, że może być później niż po ósmej wieczorem. Na niewysokim pagórku, leżącym przy jeziorze, znalazła miejsce, które wydało jej się wygodne, więc usiadła na nim i otworzyła płócienną torbę. Skronie nadal niemiłosiernie jej pulsowały, a przed oczami pojawiały mroczki. Wzięła głęboki oddech i dłonią wyczuła potrzebne lekarstwo. Z niewielkiej fiolki, wyciągnęła dwie pastylki i szybko połknęła. Kolejny raz wzięła głęboki oddech, wstrzymała go na chwilę, a potem wypuściła spokojnie. Zielonymi tęczówkami obserwowała spokojną wodną taflę. Mijała już trzecia doba od jej dezercji, więc postanowiła umyć się w jeziorze. Ściągnęła buty i spodenki, rozpięła tunikę, a następnie podeszła do wody i zaczęła zanurzać się w jej głębinach. Woda orzeźwiała. Kąpiel przyniosła poczucie ulgi, dawała odpocząć zmęczonym od biegu mięśniom.
Wynurzyła się z wody i w niewielkiej odległości ujrzała mężczyznę. Był on wysoki, dobrze zbudowany i na pewno od niej starszy. Ciemne włosy opadały na wyrzeźbioną klatkę piersiową. Wydawał się zupełnie nieruchomy, stał zanurzony po pępek brzucha, a jego oczy były zamknięte. Obserwując go, zastanawiała się, czy aby nie wyczuł jej obecności i postanowiła wrócić do miejsca, w którym zostawiła odzienie i torbę. Wkładając ubrania, zastanawiała się, jakby to było spacerować wzdłuż brzegu jeziora, nie przejmując się, czy ktoś przypadkiem nie odkryje jej położenia. Zaczęła żałować, że nie jest kimś innym.
Problem polegał na tym, że nie potrafiła zrezygnować, ze swojego dawnego życia, a raczej wspomnień, które po nim pozostały. Tęskniła za przyjaciółmi, których zapewne już nigdy nie zobaczy, za rodzicami i nauczycielami z akademii. Poczuła nostalgiczne uczucie tęsknoty za wioską i pierwszy raz od trzech dni zaczęła żałować swojej decyzji.
— Już swoje zrobiłem — zza drzewa dostrzegła znajomą postać lalkarza. — Czas wkroczyć do kryjówki. Widzisz tamten pagórek? — wskazał dłonią niewielką turnię, oddaloną od jeziora o sześć kilometrów. — Tam znajduje się nowa siedziba organizacji.
— Sprawdzałeś zabezpieczenia?
— Wyjątkowo bystra jesteś jak na tak młodą osobę.
Sakura skrzyżowała ramiona, a na jej twarzy pojawił się niewielki triumfalny uśmiech. Sasori obserwował ją, kiedy podążyli w kierunku wzniesienia. Gdy wyprzedziła go na ostatnim kilometrze, nie mógł zlekceważyć doskonałej figury i pięknych różowych włosów. Dostrzegał jej pewność siebie i to, z jakim zapałem kroczy w kierunku siedziby. Zdumiał się, dochodząc do wniosku, że gdyby nie poświęcił się miłości do lalek, chciałby z taką kobietą spędzić swoje życie. Pokręcił głową.
— Powinnaś przepuścić mnie przodem — przyśpieszył, by chwycić jej ramię.
Ustąpiła mu miejsca, a następnie weszli przez ukrytą szczelinę do środka. Przy ścianach, w odległości pięćdziesięciu metrów, znajdywały się pochodnie, świecące delikatnym płomykiem. Pomimo unoszącej się w powietrzu wilgoci, było tu wyjątkowo przytulnie i spokojnie.
Zapadł mrok. Nie pamiętała zbytnio, jak trafiła do pomieszczenia, które zostało jej przydzielone, możliwe, że było to spowodowane niedawnym stłuczeniem głowy. W pokoju znajdował się niewielki futon i szafka, na której mogła postawić swoją torbę. Nie miała ze sobą wiele rzeczy, lecz znalazła miejsce na kilka ubrań i stojąc przy drzwiach próbowała przysłuchać się dochodzącym z korytarza odgłosom. Niestety była zbyt osłabiona, aby błyskawiczne szepty dotarły do jej umysłu, wcześniej niż przedzierający ból w skroniach.

*

Wskazówki zegara już dawno minęły godzinę kolacji, kiedy Itachi wyszedł z nowej kryjówki. Nie odczuwał wielkiego głodu, więc zrezygnował z posiłku, kierując się wprost do znajdującego się nieopodal jeziora. Dzisiaj mijała dokładnie ósma rocznica wymordowania klanu Uchiha. Chociaż dla Itachiego czas zatrzymał się właśnie od tamtego momentu, który zniszczył całe jego bezwartościowe życie, doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma powodu by wracał do wioski. W latach, które minęły od tej rzezi klanu, wściekłość Sasuke przemieniła się w chęć zemsty. Ale czy w końcu Itachi tego nie pragnął?
W tygodniach, które nastąpiły po krwawym incydencie, Itachi nie mógł spać dłużej niż cztery godziny na dobę. Stracił prawie dziesięć kilogramów, odżywiając się głównie zieloną herbatą i krakersami. Kilkakrotnie przechodził etap tajemniczego załamania nerwowego, w którym był wyjątkowo drażliwy i zaczął palić papierosy. Kiedy nie potrafił sobie poradzić z natłokiem emocji, sięgał po znajdującą się piersiówkę, zawsze schowaną pod płaszczem organizacji i upijał ciągiem palącą przełyk ciecz. Ostatecznie pogodził się ze swoim przeznaczeniem i był gotowy na śmierć.
Najgorsze w tym wszystkim był fakt utraty ukochanej. Nie potrafił sobie przypomnieć czasów dzieciństwa, kiedy razem siedzieli nad stawem i zajadali przepyszne kluski robione z mochiko, znane pod nazwą dango. Znali się całe życie, chodzili wspólnie do akademii, zanim jego geniusz odkryli nauczyciele, a później na chwile odeszli od siebie, współistnieli gdy dostał się do ANBU. Itachi myślał o niej nieustanne, miał w pamięci jej ciemne włosy rozwiane przez wiatr i błyszczące, brązowe oczy. 

— Powietrze to wolność!  wykrzyknęła radośnie  skacząc ze skały do jeziora. Jej sylwetka znikała pośród fal. 
— Uważaj!  zawołał do niej Itachi, skacząc zaraz za nią. Działo się to w październiku, więc woda była wtedy zimna i powodowała większe dreszcze. Dziewczęca twarz błyszczała na tle rozgwieżdżonego nieba. Gdyby wtedy jej powiedział, gdyby zdołała uciec...
— Czyżbym cię zdenerwowała?  zbliżyła się do ukochanego.
— Zawsze się denerwuję, kiedy nie uważasz na siebie!
— Itachi-kun nie bądź taki pochmurny!  przekomarzała się, wychodząc z jeziora.  Nie wtedy, kiedy wreszcie możemy być chwilę we dwoje.
Z niewinną mną osuszyła się ręcznikiem i spoczęła na rozłożonym kocu. Nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy ułożył się przy niej. To była ich ostatnia noc...

Uchiha gwałtownie wynurzył się z wody i odetchnął, jakby chciał pozbyć się tego wspomnienia. Mokre włosy lepiły mu się do ciała. Z całą pewnością były zbyt długie, jak na męskie włosy, jednak przez te osiem lat postanowił ich nie ruszać. Doskonale przypomniał sobie wydarzenia z tamtej nocy, a później już tylko zakrwawione ulice dzielnicy Uchiha. Powoli otworzył oczy, ocierając dłonią mokrą twarz. Pomimo panującej ciemności, doskonale zdawał sobie sprawę, że nie przebywa przy jeziorze sam. Nie znał czakry intruza, dlatego zanurzył się w wodzie aż pod brodę. Czerwień sharingana odbijała się od niespokojnej, atramentowej tafli. Odnalazł całkiem niedaleko zażywającą kąpiel kobietę. Od razu przykuły uwagę jej charakterystyczne, rzadko spotykane włosy w kolorze kwitnącej wiśni. W słabym świetle księżyca wyglądała zupełnie jak wodna nimfa. Było w niej coś zjawiskowego i naturalnego, niespotykanego i zwyczajnego. Zarumienił się, kiedy odwróciła się w jego stronę. Zanurzył się głębiej, aby tylko go nie odnalazła. Obserwował bacznie jej okrągłe kształty, po których spokojnie spływała woda.
Zachowuję się jak Kisaime — skarcił się w myślach. Następnie wrócił do brzegu, osuszył ręcznikiem i założył odzienie. Skierował się w stronę kryjówki, a następnie wprost do swojego pokoju. Nie uraczył spojrzeniem przywódcę, ani także resztę osób z organizacji. Po prostu w ciszy położył się spać. 

*
Kryjówka Orochimaru była wyjątkowo schludna i czysta. Długi, wąski korytarz, oświetlały tylko niewielkie pochodnie. Umocowane były po obu stronach, dając złudzenie rzędów. Na końcu korytarza stały potężne, dębowe drzwi. Za nimi stała duża, skórzana kanapa, a obok niej kwadratowy stolik kawowy. Orochmiaru nakazał wlać sobie wina, więc kobieta napełniła złote kielichy i podała swoim przełożonym. Orochmaru szybko wypił jego zawartość, a następnie przeszedł do rozmowy z gospodarzem południowej kryjówki. Uchiha z obojętnością słuchał dialogu, wyłapując wszystkie słowa wypowiedziane przez legendarnego Sannina. Orochimaru oznajmił kobiecie, że razem z Sasuke mają zamiar pozostać na dłużej w południowej kryjówce, aby Uchiha mógł przejść część ze swoich treningów.
Wieczorem Karin zakradła się do sali treningowej. Z ostrożnością uchyliła drzwi, wchodząc niepostrzeżenie. Podziwiała kunszt fechtunku najmłodszego z rodu Uchiha. Dzierżył on w dłoni miecz Kusanagi z łatwością. Opanował go do perfekcji, tak, jakby bawił się zabawką. Po treningu usiadł na niewielkim stoliku i zaczął czyścić ze starannością ostrze miecza. Z obojętnością spoglądnął w stronę kobiety.
— Znowu tutaj jesteś Karin? — powiedział oschle.
— Przyszłam sprawdzić, jak sobie radzisz.  
— Nie masz nic lepszego do roboty?
Zawstydzona nie wiedziała, co odpowiedzieć. Przegrała tą bezsensowną wymianę słów, więc odwracając się chciała uciec do swojej komnaty. Nie minęła sekunda, a ręka Sasuke mocno ścisnęła kobiecy nadgarstek. Gdy spojrzała w ciemne jak smoła oczy, zauważyła rozbawienie.
— Widzę, że bardzo ci zależało, abym się tutaj zjawił — czerń jego oczu przybrała na intensywności. — Powinnaś bardziej przykładać uwagę do zaleceń Orochimaru, niż mojego treningu.
— Wiesz, zdeterminowana kobieta jest w stanie przenosić nawet największe głazy — odpowiedziała, rumieniąc się. — Udowodnię ci, że jestem jedyną kobietą, która cię uszczęśliwi. Jestem stworzona dla ciebie Sasuke. Gdybyś tylko chciał...
— Karin, ja nie bawię się w miłostki.
— Dlaczego? Przecież może być nam bardzo dobrze. Pozwól się kochać. 
— Nie Karin. Nie masz prawa żywić do mnie żadnych uczuć, tak jak ja do ciebie. Jestem związany tylko nienawiścią z moim bratem i to jest jedyny sens mojego istnienia.
Sasuke zabrał miecz z podłogi, schował go do pochwy i odwrócił się, poprawiając zmierzwione włosy. Karin wciąż stała otępiała, oparta o jeden z filarów treningowych sali. Pomimo tego, że Sasuke traktował ją przedmiotowo, był oschły i niedostępny, wciąż uwielbiała jego czakrę. Pomimo tego odrzucenia, pragnęła go tak bardzo, że nawet ta jego obojętność była uzależniająca.





Od K: Na scenę wkracza Sasuke, proszę przywitać go gromkimi brawami. ^. Ogólnie to chciałabym zamknąć to opowiadanie jeszcze w tym roku, o ile czas mi pozwoli. 


4 komentarze:

  1. Całkowicie nie potrafię rozgryźć tu Sakury. Dlaczego uciekła z wioski, skoro targają nią te rozterki? Dlaczego poszła za Sasorim? Jakie plany ma co do niej ten słodki pokurcz? I czy Itachi jej nie rozpoznał? Przecież na pewno miał informacje o członkach drużyny brata itp
    Ahh, tyle pytań. Pozostaje tylko dalej zagłębić się w tekst ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sasori, jak to Sasori. Będzie pociągał za niektóre sznureczki :D

      Usuń
  2. Moje pytanie brzmi... Z kim ja na pewno chcę łączyć Sakurę? :D Nie ukrywam, że podoba mi się i wersja ItaSaku i SasoSaku... a tu jeszcze może wplącze się SasuSaku? :D Podoba mi się to, jak płynnie i ciekawie potrafisz przedstawić postacie... Jak dla mnie to jest ogromny plus dla ciebie i gromkie brawa wraz z ukłonem również w twoją stronę, a nie dla Sasuke ^^

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie. Dziękuję ♥